Autentyczność to droga do samego siebie. To droga do źródła, skąd możemy rozkwitać albo zmarnieć, kiedy nie mamy z sobą kontaktu. Jak więc być częściej przy sobie i wybierać to, co będzie nam dodawało sił, a nie podcinało skrzydeł?
Na wstępie warto uściślić, czym jest w ogóle autentyczność. Agnieszka Skowrońska, autorka Potrzebnika, czyli dziennika potrzeb, w którym inspiruje się między innymi Porozumieniem bez przemocy, wskazuje, że na autentyczność to proces dwuetapowy. Obejmuje „odkrywanie prawdy o sobie” oraz „podążanie za tą prawdą” (s. 22). Zobaczmy więc, z czym wiąże się bycie w łączności z każdym z tych etapów.
Etap 1. Jaka jest moja prawda?
Prawda o sobie samym to przyjęcie, że mam potrzeby oraz że moją odpowiedzialnością jest te potrzeby zaspokajać. Odkrywanie swoich potrzeb może być procesem ciągnącym się przez całe nasze życie. Ponieważ w różnych etapach naszego życia oraz wskutek różnych wydarzeń te potrzeby mogą się zmieniać. Na przykład jeśli jesteśmy w wieku nastoletnim prawdopodobnie będzie mocno w nas grała potrzeba autonomii, podkreślania swojej odrębności, przy jednoczesnej potrzebie akceptacji przez rówieśników. Chcemy być odrębni i przyjęci zarazem. Jeśli jesteśmy rodzicami, możemy tęsknić za realizacją potrzeby łatwości – żeby dziecko przespało noc, żeby wypić gorącą kawę, itd.
Uświadomienie sobie swoich potrzeb odbywa się przez obserwację swoich myśli, zachowań, wyborów. Analizę swoich uczuć. Oraz bezpośrednio podczas procesu empatii kontaktu z naszymi tęsknotami i źródłami energii. Podczas tego procesu możemy również odczuwać dyskomfort, ponieważ bywa, że nasze wychowanie, przekonania, religia „zabrania” nam jakichś potrzeb, np. wyrażania seksualności bądź potrzebę humoru (gdy w domu było biednie i akceptowane było smucenie się bardziej niż śmiech).
Jak zauważa Brene Brown w książce Dary niedoskonałości, kiedy nie wyrażamy siebie, „Nasze (…) pomysły, opinie i dary nie znikają ot tak, po prostu. Na ogół gdzieś w nas potem gniją i przy okazji trują nasze poczucie własnej wartości” (s. 108). To tak, jakbyśmy gdzieś w sobie mieli taki kompostownik, w którym składamy marzenia, pragnienia, coś co dało by nam śmiech, energię, uskrzydlenie. Tymczasem z różnych powodów jest składane w jedno miejsce, gdzie z czasem gnije i zaczyna nam doskwierać.
Niestety, często też nie uświadamiamy sobie, że nasz kompostownik czuć dookoła. Inni mogą nas postrzegać jako nieszczerych, niezdecydowanych albo czuć nasz smutek, nasze zniechęcenie. Czasem sami możemy radzić sobie z tym poprzez złość i obwinianie innych. To słychać w naszej komunikacji w formie chociażby pretensji (Czy ty wiesz, ile ja dla ciebie poświęciłam? I po co?), w formie rezygnacji (Ja już się tutaj kompletnie nie liczę), czy w formie pasywnej agresji (A o mnie to już nikt nie pomyśli). Jak więc wyjść z tego stanu?
Droga do autentyczności – uznaj potrzeby
Jednym z procesów pozwalających na przyjęcie w pełni naszych potrzeb i akceptacji, że są częścią nas, jest tzw. kontakt z pięknem potrzeb. To proces, w którym całym sobą staramy się odczuć, jak to jest być w pełnym kontakcie z potrzebą. Bycie w kontakcie nie oznacza od razu zaspokojenie tej potrzeby, ale uznanie, że tęsknota za nią, posiadanie takiej potrzeby jest w nas i jest to ok, że w nas jest. I dzięki temu – mówiąc metaforą – może w nas ziarenko z kompostownika zakwitnąć.
Proces ten opracowałam na podstawie ćwiczenia „Kontakt z pięknem potrzeb” z materiałów trenerki NVC, Agnieszki Rzewuskiej-Pacy.
Ten proces możemy przeprowadzić sami bądź z kimś bliskim, kto empatycznie nas wysłucha. Polecam bez względu na powyższe – mówić na głos, co się teraz z nami dzieje. Dzięki temu potrzeba lepiej do nas dotrze. Dajmy sobie tyle czasu, ile potrzebujemy. Najpierw połączmy się i nazwijmy to, co nam brakuje. To może być potrzeba więzi, wsparcia, wyrażenia siebie.
Następnie przypomnijmy sobie sytuację, kiedy ta potrzeba była zaspokojona, jak się wtedy czuliśmy? Będąc w tym uczuciu, pomyślmy, czym ta potrzeba jest dla mnie? Pozostańmy w tym miejscu aż to wyczerpania wszystkiego, co nam na myśl przychodzi. Cokolwiek przyjdzie, jest ok. Następnie postarajmy się tę potrzebę opisać: jaki ma zapach, jaki kolor, co przypomina, jak wygląda? Przywitaj się z nią! Następnym krokiem jest uznanie, że potrzeba jest nasza i nikt nam tej potrzeby nie może odebrać. I na samym końcu mocno poczujmy potrzebę w ciele. Może mamy w tym momencie ochotę na jakiś gest, na zmianę pozycji w ciele. Tak, aby ta potrzeba w nas urosła, niczym rosnąca roślinka.
Etap 2. Podążanie za prawdą o sobie
Wspomniana Brene Brown zauważa, iż droga do autentyczności wiąże się z trzema rzeczami:
- pielęgnacją odwagi do bycia niedoskonałym, wrażliwym i posiadającym swoje granice;
- ze współczuciem, „które bierze się ze świadomości, że każdy człowiek składa się z atutów i zmagań”;
- więziami, dającym poczucie, że jesteśmy wystarczająco dobrzy (s. 104).
Potrzebujemy więc zarówno wewnątrz siebie wsparcia, aby zdecydować się zarówno na wzloty, jak i upadki. Ale również potrzebujemy relacji, w których bezpiecznie jest być sobą i to wyrażać. Potrzeba autentyczności bowiem może wydawać się nam sprzeczna z potrzebą akceptacji czy towarzystwa. Możemy mieć w głowie myśl, iż jeśli będziemy sobą, to zostaniemy odrzuceni.
Od zniewolenia do wyzwolenia
Kiedy drogę do autentyczności, możemy przechodzić przez różne stany. Joanna Berendt i Agnieszka Kozak w książce Dogadać się z innymi, czyli Porozumienie bez przemocy nie tylko w życiu organizacji, za Rosenbergiem wskazują na trzy fazy „odzyskiwania siebie”:
- Faza emocjonalnego zniewolenia/zależności – kiedy czujemy odpowiedzialność za to, jak ktoś się czuje (Jak mu to powiem, to będzie mu przykro. / Muszę to wytrzymać, bo obiecałam jej, że nie będzie miała z tym kłopotu. / Jakbym się odezwała wtedy, to bym zepsuła humor wszystkim i całą imprezę.)
- Faza tupetu/niezależności – kiedy zauważamy, że rezygnacja z siebie to koszt, którego nie chcemy już płacić. W tej fazie – jak wskazuje nazwa – może pojawić się silna potrzeba zaznaczenia swojej odrębności, czasem tak, jakbyśmy chcieli nadrobić wszystkie razy, kiedy zgadzaliśmy się na coś, co nie było z nami autentyczne (Nawet mnie o to nie proś. W życiu tego nie zrobię. / Nie chcę o tym słyszeć.)
- Faza emocjonalnego wyzwolenia/współzależności – kiedy mamy kontakt z tym, co czujemy, i wybieramy działania – nawet na rzecz innych – w łączności z naszymi potrzebami; szukamy rozwiązań i strategii uwzględniających zarówno nasze, jak i potrzeby innych (s. 38).
Ale jednak to trochę wstyd
W książce Grzeczne dziewczynki nie awansują znajdujemy tezę, że w działaniach zawodowych mamy dwa bieguny: grzeczną dziewczynę i kobietę sukcesu. Podczas swojej drogi do autentyczności, rozumianej przez jako stawianie swoich potrzeb na pierwszym miejscu, mogą natknąć się na oskarżenia o niedbanie o innych, wpędzanie w poczucie winy czy opór. Otoczenie bardzo często dąży do zachowania dotychczasowych relacji i może z trudnością przyjmować naszą zmianę (s. 89). I tu nie tylko mówimy o grzeczności kobiet, często podkreślanej jako efekt wychowania na dobrą dziewczynkę, ale i grzeczności ludzi, wyrzekających się swoich potrzeb w imię dobrych relacji z innymi ludźmi.
Nieoceniona badaczka trudnych uczuć – Liv Larsson – w tym kontekście analizuje często towarzyszące nam uczucie wstydu: „Wstyd często towarzyszy nam wszystkim, którzy dokonali jakichkolwiek wyborów wykraczających poza tzw. normę. Ludziom zwykle zależy, by się dopasować do ogólnie przyjętych wzorców, więc wszelkie odstępstwa potęgują to uczucie. (…) Często próbujemy ukryć to, co odróżnia nas od większości. Te zabiegi bywają kosztowne i tragiczne, powodują, że ograniczamy własną przestrzeń życiową” (s. 77).
Przyjąć swój wstyd i odpakować prezent
Wstyd może więc być sygnałem, że jesteśmy na drodze do autentyczności i jednocześnie mamy w sobie obawę, lęk, strach, że ta droga nie zostanie przyjęta. Wspomniałam o bezpiecznym środowisku, jednym z leków na wstyd bowiem jest po prostu bycie przyjętym. Porozumienie bez Przemocy zna również inny proces, polegający na uznaniu pięknej informacji stojącej za wstydem. Proces poniższy jest przygotowany na podstawie materiałów z książki Liv Larsson.
Po pierwsze, sprawdź, jak chcemy, aby nas postrzegano? Następnie opiszmy, jak nie chcemy być postrzegani. W kroku trzecim opowiedzmy/opiszmy, co oznacza dla nas być tak postrzeganym? Po czwarte, dlaczego nie chcemy takiego postrzegania? I w piątym kroku – o jakich potrzebach to świadczy?
PRZYKŁAD:
- Chcę, aby postrzegano mnie jako osobę zaradną.
- Mam nowe zadanie z dziedziny, na której się nie znam. Przez trzy dni czytam jakieś opracowania, ale nie umiem się w tym odnaleźć. Wstydzę się iść do szefa, żeby powiedzieć, że sobie nie poradzę.
- Bycie niezaradnym to dla mnie porażka, słabość.
- Nie chcę być tak postrzegana, bo boję się, że wtedy nie dostanę awansu i nikt już mi w pracy nie zaufa.
- Więc ważna jest dla mnie potrzeba zaufania, rozwoju i odpowiedzialności.
Istotą więc tego procesu jest dotarcie do potrzeb, stojących za „niechcianym” wizerunkiem. To piękny prezent dla nas. Im częściej będziemy oswajali wstyd i odkrywali te prezenty, tym częściej intensywność tego zjawiska się zmniejszy. A autentyczność w nas rozkwitnie.
Bibliografia:
- Joanna Berendt, Agnieszka Kozak, Dogadać się z innymi, czyli Porozumienie bez przemocy nie tylko w życiu organizacji, Gliwice 2019
- Brene Brown, Dary niedoskonałości, 2024, ebook
- Lois P. Frankel, Grzeczne dziewczynki nie awansują. 133 błędy popełniane przez kobiety, które nieświadomie niszczą własną karierę, wyd. III, Gliwice 2016.
- Liv Larsson, Wstyd, złość i poczucie winy – dzwonki alarmowe. Odczytywanie i transformacja trudnych uczuć z perspektywy Porozumienia bez przemocy, Poznań 2020
- Agnieszka Skowrońska, Potrzebnik, czyli dziennik potrzeb, b.m. 2021