Empatia to coś więcej niż uczucie. To skomplikowany proces zachodzący w naszym mózgu. W dużej mierze nasza głowa reaguje na bodźce, w tym na bodźce słowa. Warto więc wiedzieć, co łączy tę trójcę: empatia, słowa i głowa.
Kluczem do transformacji naszego życia i do odkrywania, co w nas żywe i co może sprawić, żeby nasze życie było lepsze, jest kontakt z uczuciami i potrzebami. Najefektywniej zaś ten kontakt uzyskujemy dzięki empatii. Co jednak się wydarza w tym procesie? I jaki wpływ na to ma nasz mózg? I czy faktycznie nazywanie uczuć i potrzeb daje ulgę?
Krótka podróż do wnętrza mózgu
Jadwiga Jośko-Ochojska w artykule Neurofizjologia empatii – o tym, jak człowiek kształtuje człowieka opowiada, że: „Za proces współodczuwania odpowiedzialne są liczne struktury mózgowe obejmujące zarówno korę mózgową, jak i ośrodki podkorowe” (s. 13). Poniżej postaram się omówić niektóre z miejsc w mózgu aktywowane w różnorodnych procesach:
- jeśli wyobrażamy sobie, co byśmy zrobili na czyimś miejscu, co może czuć lub myśleć dana osoba, wtedy aktywujemy korę przedczołową. Kora przedczołowa bierze również udział w rozważaniu dylematów osobowych i konfliktów moralnych, zdolności do współpracy i dostrzegania różnych opcji; w szczególności interesująca może być rola brzuszno-przyśrodkowej kory przedczołowej, to tam – jak zauważa Sarah Peyton – następuje „połączenie ciała i świadomości emocjonalnej oraz zarządzanie emocjami” (s. 14);
- jeśli rozpoznajemy emocje na twarzy innych ludzi bądź odczuwamy strach, gniew i smutek, to wtedy do akcji wkracza nasze ciało migdałowate. Zresztą można powiedzieć, że ciało migdałowate cały czas jest w akcji – nieustannie filtruje nasze doświadczenia, emocje, uświadomione i nie, skanuje bodźce, aby w razie czego wszcząć alarm, gdy wychwyci zagrożenie;
- gdy nazywamy nasze stany czy emocje, sygnały z ciała, łączymy się z tzw. wyspą. „Wyspa odbiera czysty emocjonalny ładunek z ciała migdałowatego i umożliwia nazwanie tego, co czujemy” (s. 149), tam też „powstaje silne poczucie istnienia własnej osobowości” (J. Jośko-Ochojska, s. 13);
- kiedy jakaś myśl wywołuje w nas emocje i emocje myśli, to pracuje zakręt obręczy; „umożliwia przenoszenie uwagi z jednej myśli na drugą, pełni funkcję regulacyjną pomiędzy procesami poznawczymi i emocjonalnymi, a jej wzmożona aktywność występuje wtedy, gdy doświadczamy bólu i gdy widzimy cierpienie innych osób” (s. 13).
To tylko niektóre z możliwych struktur, jakie na co dzień łączą się w jedno w naszej głowie. Jeśli chcemy bardziej aktywować obszary odpowiedzialne za empatię, to warto, abyśmy uczyli się rozpoznawać i nazywać emocje, rozwijali wspierające strategie radzenia sobie z nimi, aktywnie słuchali, a także medytowali, modlili się bądź poświęcali czas na wizualizacje (s. 31.)
Dlaczego nazywanie emocji i stanów jest dla nas korzystne?
Nienazwane emocje są jak kolejki jadące po kolistym torze. Owszem w danym miejscu widzimy je sporadycznie, natomiast same krążą cały czas po torze, zżerają prąd, i prędzej czy później wracają z kolejnym sygnałem. To jak programy w naszym komputerze działające w tle. Jeśli będzie ich za dużo, komputer będzie wolno chodził. I nie wszystkie z nich są w danym momencie potrzebne.
Jedynym sposobem na ich wyciszenie jest nazwanie emocji. Uznanie ich. Akceptacja, że tak czujemy i tak mamy w danym momencie. Więcej o emocjach pisałam tutaj.
Podczas jednego z warsztatów uczestniczka zadała bardzo ciekawe pytanie: jak nazywanie emocji i potrzeb może przynieść nam ulgę?
Po pierwsze, nazywanie uczuć to działanie w kontrze do wielu naszych doświadczeń i przyzwyczajeń – uczymy się tłumić emocje, zamiast nimi zarządzać. “Weź się w garść”, “Już tak nie przeżywaj”, “(z przekąsem) Uważaj, bo się popłaczę”, “Złość piękności szkodzi”, “Chłopaki nie płaczą”. To powoduje, że w środku nas emocje i tak są.
Po drugie, emocje rejestruje nasze ciało migdałowate – bardzo ważny organ interpretujący otoczenie w kontekście bezpieczeństwa. Emocje nienazwane nie znikają. Nazwanie ich powoduje zmniejszenie oceny niebezpieczeństwa w tej sytuacji i tworzy połączenie z naszą korą mózgową. Sarah Payton opisuje to tak: “Widać to do pewnego stopnia również w badaniach, które wykazały, że dostrzegamy różnice między słowami używanymi do określenia emocji i wpływa na nas fakt, czy dane słowo pasuje do naszego doświadczenia. Aktywność ciała migdałowatego zmniejsza się, kiedy słowo jest poprawne i dopasowane do emocji. A kiedy ciało migdałowate jest mniej aktywne, całe ciało się odpręża i spada poziom stresu” (Payton, s. 29).
Chociaż często mówi się, że sztuką jest połączyć serce i rozum, to w istocie trudnością jest połączenie ciała migdałowatego i kory przedczołowej. Brzmi to jednak mniej poetycko 😊.
Domyślne ustawienia
Mamy w naszej głowie również pewien stan zero. To są takie ustawienia domyślne naszego układu nerwowego. Czyli kiedy nie myślimy, to co się dzieje w naszej głowie. To jest tzw. sieć spoczynkowa. Możesz ją poczuć wtedy, gdy nie zajmujesz się niczym, po prostu jesteś. Sprawdź wtedy, jakie przychodzą ci myśli, gdzie skręca twoja uwaga. Czy na rzeczy przyjemne, czy nieprzyjemne. Czy pojawia się zdenerwowanie, lęk, niepokój. Sieć spoczynkowa może być zbuntowana i karmić nas nieprzyjemnymi odczuciami. Warto więc poszukiwać strategii na uspokojenie sieci, zamiast jej wyciszania np. grami komputerowymi, alkoholem itd.
Jeśli chcesz więcej dowiedzieć się o neurobiologii, sieci spoczynkowej i pracy z mózgiem – zachęcam do przyjrzenia się nurtowi resonant healing i książkom Sarah Payton.
Bibliografia:
Jadwiga Jośko-Ochojska, Neurofizjologia empatii – o tym, jak człowiek kształtuje człowieka, [w:] “Zrozumieć drugiego człowieka. Empatia w medycynie i komunikacji społecznej”, red. J. Jośko-Ochojska, wyd. 1, Katowice 2015.
Sarah Peyton, Towarzyszę sobie z życzliwością. Podręcznik, przeł. M. Stonawska, Warszawa 2022.